wtorek, 24 lipca 2018

Sześć złamanych nosów czyli polski klub rugby w Londynie

„Zasadniczym celem każdej piętnastki jest położenie piłki za linią bramkową przeciwników. Jest to tzw. try, który wymaga wielkiej umiejętności w podawaniu piłki, zwinności i niesamowitej szybkości w bieganiu. Za każdy try liczy się 4 punkty i 2 dalsze za połączone i udane strzelenie bramki. Dwie inne możliwości zdobywania punktów w meczu rugby to karny i dropped goal, każdy po 3 punkty”.
Tak w grudniu 1971 autorzy „Komunikatu” Gminy Polskiej Londyn-Południe (GPL-P) informowali swoich czytelników o zasadach rugby – gry jak widzimy mało popularnej i ciągle jeszcze nieznanej (po dwudziestu pięciu latach pobytu) wśród emigracji polskiej – przynajmniej starszej generacji. Gry, której ojczyzną – podobnie jak footballu – był kraj osiedlenia. (Czy istniały polskie zespoły polo, czy krykieta? A co z golfem?)
Polski Klub Rugby – London Polish Rugby Club (LPRC) – powstał w lutym 1971 roku. Pomysłodawcami byli przedstawiciele młodego, urodzonego już na Wyspach pokolenia – Marek i Stanisław Dziedzicowie, Ryszard Hrynkiewicz i Tadeusz Dippel.  Inicjatywa „wyszła z grona młodzieży polskiej, które miało możność zapoznania się z rugby na uczelniach angielskich i do tego stopnia polubić grę, żeby wyrazić chęć kontynuowania [jej] w barwach polskiego klubu”. Funkcję kierownika młodzi powierzyli Wacławowi Borkowskiemu – zasłużonemu członkowi Rady Gminy. I słusznie. Borkowski, nie tylko pracą, ale i własnym wkładem pieniężnym doprowadził do rozwoju drużyny.
„Początki były trudne”... Już w marcu wystąpili w pierwszym meczu z drużyną St. Mary’s College w Twickenham i „raczej oczekiwanie” przegrali 37:5”. Drugi mecz w karierze  – 18 kwietnia na boisku St. Joseph’s College w Warlingham, Surrey z – jak pisano – „doświadczonym zespołem Old Josephians” [chyba wszystkie brytyjskie drużyny były doświadczone... – P. Ch.] zakończył się wynikiem szesnaście do dziewięciu na korzyść gospodarzy. Pomimo porażki, spotkanie uznano za „wyjątkowo ciekawe”. „W meczu rewanżowym, we wrześniu, wynik będzie na pewno bardziej przychylny dla naszego zespołu” – zapowiadano. Niestety, rewanż także przegrano szesnaście do czterdziestu ośmiu... Następny sezon – od września – był już lepszy. W ciągu pierwszych dwóch miesięcy drużyna London Polish rozegrała siedem spotkań, z których cztery wygrała i trzy przegrała.
Młodzież – pomimo braku większego grona kibiców i trudności technicznych („są kłopoty z transportem drużyny na mecze, z treningiem, odczuwa się brak własnego boiska”) – bawiła się w biało-czerwonych barwach doskonale. To nieczęsto spotykane w młodszym emigracyjnym pokoleniu zjawisko – by samodzielnie, z własnej inicjatywy, chcieć działać w ramach polskiej organizacji. A stanowiło to przecież nieustającą troskę kierowników wychodźczej pracy społecznej. W 1973 roku GPL-P przyznała £30 na koszulki dla rugbistów, a w 1975 przeznaczyła dla klubu £50. Jego członkowie potrafili się zrewanżować. Podczas Walnego Zebrania 6 maja 1973 Wacław Borkowski poinformował, że połowa graczy London Polish Rugby zamierza przystąpić do GPL-P. Okazało się, że informacja ta okazała się nieco przesadzona, ale rzeczywiście w tym roku przyjęto do Gminy dziesięciu rugbistów. Przy chronicznym braku młodzieży było to ważne wydarzenie.
„Po London Welsh, London Scottish i London Irish mamy teraz London Polish” – cieszono się, zapowiadając w kolejnym sezonie dwadzieścia spotkań. Entuzjazm nie ustawał: „naszym dorobkiem tak ważnej rocznicy w historii uchodźctwa polskiego jest sześć złamanych nosów, jedna ręka, kilkanaście palców, parę tysięcy guzów, a co najważniejsze zniszczyliśmy tysiąc galonów piwa przy chętnej pomocy przeciwników. Tu musimy przyznać, że sekret Kasi pod fartuszkiem, żal górala i historia zmarłego Maćka, co niedzielę grzmią od Osterley do Lewisham” – pisano z okazji jubileuszu trzech lat istnienia.
Bujnie kwitnie życie sportowe... „Polski Klub Rugby wystawił drugą 15-kę, która na razie (do 3 listopada [1974]) przegrała wszystkie, tzn. cztery grane mecze...”, ale już w następnym roku zaczęto odnosić sukcesy – „teraz mamy około czterdziestu graczy i co niedzielę wystawiamy dwie drużyny”. Rugbyści grają z niesłabnącą energią, ale próbują również rozwinąć „sekcję społeczno-rozrywkową”. Jest to drugie, nie mniej ważne pole zmagań – zespół organizuje: „party bożonarodzeniowe, zabawę taneczną w marcu, doroczny obiad klubu w kwietniu, tygodniowy wypad na kontynent w okresie Wielkanocy”, współorganizuje z Gminą Południe trzy „Bale Maturalne”. O jednej z imprez sekcji społeczno-rozrywkowej tak pisano w 1974 roku: „Ostatnia zabawa organizowana w piątek, 8 lutego nie była zbyt wielkim sukcesem, bo zaledwie zebraliśmy 100 osób”. Zaledwie!
Wydaje się, że sekcja społeczno-rozrywkowa rozwinęła się nadspodziewanie dobrze… Podczas obrad Rady GPL-P 8 września 1976 roku zwrócono uwagę „na skargi otrzymywane od sąsiadów na hałasy i zbyt głośną muzykę w lokalu klubu w późnych godzinach wieczornych”. Urządzona w maju dyskoteka, okazała się nieznośna dla otoczenia. Dodawano, że i na niektórych regularnych zebraniach młodzież zachowywała się, powiedzmy, krzykliwie. Uchwalono, że nie będzie już zabaw, i że spotkania nie mogą trwać dłużej niż do godziny 11.30 w nocy.
Gmina była chyba trochę sama sobie winna. Rok wcześniej, gdy zauważono malejącą frekwencję we własnym klubie, wysunięto wniosek o zainstalowanie piwa beczkowego dla koła brydżowo/towarzyskiego oraz dla członków Rugby Club. W październiku winowajcy przeprosili za „pewne niedociągnięcia w tym kierunku” i zapewnili, że „tego rodzaju incydenty nie powtórzą się”. Mimo aktu pokory, skierowana przez wesołych sportowców w listopadzie prośba o zorganizowanie Sylwestra, została przez Radę Gminy odroczona aż do następnego zebrania. Chyba rugbiści źle rozegrali tę sprawę i zbyt krótko odczekali po swej „wpadce”.
W 1976 roku drużyna zdecydowała się odwiedzić Polskę, aby rozegrać trzy mecze z tutejszymi zespołami. Po powrocie zawodnicy musieli jednak gorzko stwierdzić: „graliśmy ze zmiennym szczęściem”. O dziwo wobec krajowych graczy, trenujących rugby w księżycowych warunkach Polski Edwarda Gierka „sportowo nie wypadliśmy najlepiej, bo przegraliśmy dwa mecze a wygraliśmy jeden […]. Doznaliśmy w Kraju bardzo serdecznego przyjęcia i będziemy się starali w przyszłym roku – tu na +naszych śmieciach+ – zrewanżować się tak na polu sportowym jak i odpłacić sercem kolegom z Polski” – zapowiadano. Niestety nie wiemy już jak wypadł rewanż.
W 1977 roku klub liczył pięćdziesięciu graczy i „tyleż Kibiców płci pięknej. W każdą niedzielę, zamiast czekać na […] lunch i siedzieć w ciepłym mieszkaniu przed telewizją, bez względu na pogodę, walczymy dzielnie w miarę naszych sił i możliwości”. Jeszcze podczas Walnego Zebrania GPL-P w 1978 roku przewodniczący Bogdan Laskowski „stwierdza, że klub Rugby jest w 30 proc. polską organizacją i należy temu klubowi pomagać”. To ostatnia informacja o kontaktach LPRC i GPL-P, jaką udało się odnaleźć.
Uwaga, jaką darzono gimnastyczny aspekt życia zbiorowego świadczy o dbałości o zdrowie fizyczne i duchowe emigracji. Widziano tutaj również sposób przywiązania młodzieży do wspólnoty wychodźczej (kluby) jak i do tradycji patriotyczno-żołnierskiej (patronat kombatantów). Rzuca się w oczy próba włączenia do polskiej tradycji dyscypliny dotąd szerzej nieznanej – rugby. Uprawianie tej popularnej na Wyspach konkurencji spowodowało pomnożenie związków z ludźmi i instytucjami kraju osiedlenia. Uniwersalny charakter kultury fizycznej kontakty te ułatwiał i – szczególnie w Anglii, gdzie przywiązuje się do sportu dużą wagę – otwierał nowe punkty nieinstrumentalnych spotkań społeczności napływowej i miejscowej.
Wykorzystano informacje zawarte w „Komunikatach” GPL-P z lat 1971–1974 (numery 39–46), numeru 52 z roku 1977 oraz Księgi protokołów z zebrań Rady GPL-P: b/ 6.03.1968 – 1.12.1976 i Księgi protokołów z Walnych Zebrań GPL-P w okresie od 11 grudnia 1960 do 21 kwietnia 1985 roku (ze zbiorów Biblioteki Polskiej POSK w Londynie, 1470/ Rps, 7, 8).
Paweł Chojnacki
Źródło: Muzeum Historii Polski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz